Opory przed testowaniem są spowodowane głównie niewłaściwymi przekonaniami i negatywnymi doświadczeniami osób, które pracują nad nowymi rozwiązaniami. Często uważa się, że prototypy przeznaczone do testów muszą być finalną wersją pomysłu, a ta zazwyczaj kosztuje fortunę i słusznie postrzegana jest jako nieopłacalna. Drugą istotną barierą jest strach przed porażką i kultura organizacyjna, w której panuje kult doskonałości i niska akceptacja dla popełnianych błędów. Tymczasem błędy na etapie testowania są wręcz pożądane, ponieważ chronią projekt przed porażką na znacznie większą skalę. O tym, że szczere opinie użytkowników zebrane na etapie testowania są jak złoto, zazwyczaj się nie pamięta.

Efektywnych i bardzo „humanitarnych” sposobów testowania dostarcza metoda design thinking. Pracując z pomocą tej metody z zespołami, szczególnie tymi, które jej jeszcze nie znają, można zauważyć zachwyt z odkrywania, konfrontowania pomysłu z potencjalnym użytkownikiem i zarazem zaskoczenie, że testowanie wcale nie boli. A jak testować, aby nie bolało? Jako przykład niech posłuży wideo z zapowiedzią najnowszej płyty Dawida Podsiadło. To modelowy przykład testowania, który roboczo można nazwać „Testem Dawida”:

1. Ustalanie celu testowania

Dawid sprawdzał, czy muzyka podoba się słuchaczom. Firma natomiast może zweryfikować, czy komunikacja, którą wymyśliła, wywołuje zachwyt klienta (na jakim firmie zależy), albo czy zaprojektowana interakcja skraca czas obsługi. Ważny jest klarowny cel testowania.

2. Przygotowanie prostego prototypu

W metodzie design thinking o takich prototypach mówi się „w minutę za złotówkę”. Co było prostsze i tańsze w realizacji „testu Dawida” i dało szybszy rezultat: zorganizowanie koncertu na Stadionie Narodowym czy zapytanie przechodniów na ulicy? Mając określony cel testowania należy szukać najprostszej metody, by zweryfikować pomysł. Muzyk wykorzystał do tego mały sklepik. Zapraszał do niego przechodniów, aby w spokoju wysłuchali muzyki i podzielili się swoją opinią. Nie musieli jechać do studia na koniec miasta czy zdobywać bilet na koncert. Myśląc o testowaniu warto zadawać sobie pytanie: Jak można przetestować pomysł w najprostszy sposób?

3. Testowanie na ludziach

Należy posłuchać potencjalnych użytkowników, klientów, co mają do powiedzenia na temat pomysłu. I niech to będzie najbardziej różnorodna grupa, jaką uda się zebrać. To szybciej przybliży firmę do celu, niż dywagacje za biurkiem lub w sali konferencyjnej. „Test Dawida” odbył się na potencjalnych słuchaczach z różnymi gustami muzycznymi, w różnym wieku, bez targetowania, uśredniania i zamykania ich w nawias. Co to daje? Różnorodność spojrzenia na pomysł i potencjał na udoskonalanie, na jakim pewnie firmie zależy. Praktyka wskazuje, że warto słuchać opinii skrajnych użytkowników, bo mają większą łatwość w wyrażaniu swojego zdania.

4. Empatia testera

W „Teście Dawida” nie ma ankiet i arkuszy ocen. Jest swobodne wypowiadanie opinii i prośba o szczerość. Odważnie, bo można usłyszeć coś, czego się nie chce. Warto przy tym zadbać o własny komfort i skanalizować ewentualną krytykę w strumień pozytywnych uwag. Jestem fanką prostego narzędzia z metody design thinking, które składa się z dwóch zdań do dokończenia: „Podobało mi się…” „Chciał(a)bym…” Wyglądają niewinnie, a drzemie w nich wielka moc. Zadaniem pierwszego jest uwypuklenie mocnych stron pomysłu, których sami możemy nie dostrzegać. To również skłonienie testera do wskazania dobrych rzeczy w pomyśle, a takie są zawsze. Drugie zdanie otwiera pole do ulepszeń, o których mogliśmy nie pomyśleć, a użytkownicy wskażą je nam zainspirowani pomysłem. O wiele łatwiej jest nam usłyszeć: „Chciałbym podawać mniej danych przy rejestracji” od „nie podobało mi się, że musze podawać tak dużo danych”. To drobna różnica o dużym znaczeniu.

5. Zbieranie opinii

Łatwiej przychodzi nam słuchanie pochwał, to oczywiste. W „Teście Dawida” nie wszystkie opinie to pochwały. I o to chodzi w testowaniu. O usłyszenie prawdy, a nie potwierdzenie własnych założeń z sali konferencyjnej. W testowaniu firma powinna uwzględnić wszystkie głosy - szczególnie te, które wskazują braki i niedoskonałości. To prezenty od testerów, bo pomagają w porę dostrzec słabe strony pomysłów i pracować nad ulepszeniami, by wersja ostateczna zachwycała użytkowników. A przecież o to chodzi w projektowaniu Customer Experience! Podsumowując - warto testować, zbierać dane, korzystać z narzędzi, na które firmę stać, ale przede wszystkim nie bać się prawdy o pomyśle. Najgorsza prawda jest lepsza, iż miliony wydane na wdrożenie rozwiązań, na które nikt nie czekał.

Poniżej wspomniane wideo z "Testów Dawida":