Zgodzicie się ze mną, że dziś w biznesie chodzi o tromtadrację i dezynwolturę? Tromtadracja to efekciarstwo, czyli szumne hasła, słowa, które nic tak naprawdę nie znaczą, gadanie dla gadania. Dezynwoltura to lekceważenie drugiej osoby słowem lub czynem. Jak bardzo sami sobie utrudniamy działania w rozwoju naszych zespołów Business, Customer Experience,  Sales i Communication? Szukamy górnolotnych rozwiązań, często tak górnolotnych, że tylko my wiemy o ich istnieniu i tylko my możemy po nie sięgnąć. Doktoryzujemy się, aby być najlepszą wersją samych siebie. Ba, lepszą od najlepszej wersji samych siebie. Wymyślamy co rusz nowe eufemizmy, cudzo-języczne oksymorony, bo chcemy być elokwentnymi szefami, menedżerami, ekspertami. Wtedy będą nas szanować i słuchać. Wykorzystujemy nowoczesne technologie nie tak jak powinniśmy, które niszczą relacje z klientem, droga zakupowa zaczyna i kończy się bez jakichkolwiek emocji. A sprzedaż to emocje - ich brak to brak decyzji zakupowej. Do zespołów wysyłamy dziennie setki maili asap, każdy z wyższym priorytetem hight/very important. Priorytetyzując wszystko, co jest już i tak priorytetem, a potem dziwimy się, że połowa zadań nie została wykonana. I tak pitolimy dla pitolenia, bez świadomości, że człowiek, który nie rozumie, wybiera drogę ucieczki, a nie zaangażowania. A czego chcą nasi pracownicy, odbiorcy, rozmówcy, klienci? Szczerości, prostoty i relacyjnego przekazu, zrozumienia obiekcji, empatycznego podejścia! Mam wiele lat pracy za sobą i nad sobą. Praca w korpo wypaczyła mój język. Nie było łatwo wejść na prostą ścieżkę naturalnej komunikacji. I to co dziś cieszy mnie najbardziej, to brak wyszukanych eufemizmów w mojej komunikacji. W moich relacjach z klientami. W moich szkoleniach i warsztatach. Totalny brak dezynwolturania interlokutora. Życzę zatem braku ambiwalencji do biznesowego życia, ludzi, zespołu, klientów i całego zawodowego otoczenia. 

Mila Dubiela
Strateg biznesu, trener, mentor